wtorek, 4 października 2011

Koniec urlopowania...

Stało się. Wczoraj, po ponad dwóch latach, wróciłam do pracy w biurze. Do ludzi :-)
W domu już nic nie muszę robić, komputer teraz może mi służyć jako centrum rozrywkowe. Gdybym naturalnie miała siłę na to... bo dojazdy w jedną stronę zajmują mi około godziny... :-/
Wczoraj również rozpoczęłam kolejny semestr nauki hiszpańskiego. Do domu wróciłam na godzinę, potem zawiozłam Lulę do lekarza, aby została osłuchana (zdrowa na szczęście), wróciłyśmy, wykąpałam ją, nakarmiłam, i pojechałam na hiszpański, ostatecznie wróciłam po 22...

A dziś, rano już był pierwszy kryzys... "drzemka" w telefonie to zło! trzeba od razu wstawać, bo inaczej można nieźle zaspać... ;-)

czwartek, 29 września 2011

Żółta eksplozja radości i energii

Dynia, bo o niej mowa, wreszcie zagościła na moim stole. Najtrudniej było ją pokroić, ale później - poszło łatwo :-)
Powstała zupa dyniowa z imbirem - radośnie pomarańczowa, z intrygującym posmakiem imbiru. Przyrządzanie? Bardzo proste - jakieś pół kilograma surowej dyni pokrojonej jakkolwiek, 2-3 ziemniaki pokrojone jakkolwiek, cebulka, czosnek. W garnku podsmażyć na oliwie z oliwek posiekaną cebulkę z czosnkiem, w chwilę później dorzucić dynię z ziemniaczkami, podsmażyć, dodać łyżeczkę imbiru, zalać litrem bulionu... i samo się gotuje! Chciałam podać to z groszkiem ptysiowym (ale zapomniałam kupić) lub z grzankami (ale miałam w domu tylko słodką chałkę), wobec czego wrzuciłam do zupy garść ryżu :-)).
Należy gotować do miękkości warzyw, potem zmiksować do gęstości zupy kremu, doprawić (mojej nie trzeba było ;-))), serwować z paćką śmietany (ja użyłam paćki ulubionego serka "Bieluch") i listkami bazylii.
Nawet eM, który jest mocno sceptyczny wobec moich kulinarnych dokonań, był zdziwiony, że to takie dobre i zjadł cały talerz, Lula też nieco zjadła, Gata, jak to ostatnio ma w zwyczaju powiedziała "niedobre", bo nie była głodna (dobre są wyłącznie: jogurty do picia, guma Mamba, soki ;-) ale gdy jest głodna, to nie wybrzydza :-)).

Na drugie danie postanowiłam zaserwować coś równie łatwego, co samo się właściwie przygotuje - umyłam kilka ziemniaków, pokroiłam na ćwiartki, polałam oliwą z oliwek i posypałam solą, papryką czerwoną, odrobiną pieprzu, odrobiną imbiru, czosnku, do woreczka wrzuciłam spore kawałki kurczaka i również fantazyjnie posypałam przyprawami. Wrzuciłam do piekarnika na ok. 50 minut (200 stopni z termoobiegiem) i gotowe :-) Sałatka z sałaty lodowej, pomidora, papryki i papryki - błyskawicznie zrobiona, ozdobiła talerz.

Zupa dyniowa w produkcji - dynia i ziemniaki

W piekarniku: na górze ziemniaczki, na dole kurczak

A na kuchni - zupa dyniowa

Zupa dyniowa - efekt finalny - mniam!

II danie - efekt finalny

środa, 28 września 2011

Black & white


W roli głównej - pierogi. Ostatnio miałam ogromną ochotę nań, dlatego w zeszłym tygodniu nabyłam śliwki i zabrałam się za robienie pełnoziarnistych pierogów ze śliwkami.
Nie wiem, czy to kwestia mąki pełnoziarnistej, ale za każdym razem, gdy wyrabiam ciasto i potem wałkuję je - bardzo się męczę. Pierogi - nie powiem - bardzo smaczne, ale ciasto nieco twarde wychodzi, farsz - bajka (na kilka łyżek miodu na patelni wrzuca się 2-3 łyżeczki imbiru, na to wrzuca się pokrojone w kostkę śliwki aż zaczną puszczać sok - śliwki odsączamy na siteczku i mamy jako nadzienie, pozostały, oszałamiająco pachnący sok będzie nadawał się do polania pierogów; ciasto to mąka pełnoziarnista plus wrzątek), ale za każdym razem miałam obolałe i nieco poparzone ręce.

Dlatego też, dwa dni temu, zrobiłam wersję białą pierogów, czyli ze zwykłej mąki pszennej (ciasto z mąki, wody, jajka, odrobiny letniej wody, jako farsz wzięłam ser biały, odrobinę miodu, śmietany i trochę czekolady gorzkiej). Ciasto o niebo lepiej się wyrabiało, co zdecydowanie wpłynęło na czas trwania całej produkcji :-)

Dlatego też, już planuję kolejne pierogi - tym razem z dynią. Dzisiaj kupiłam sporą dynię, część wykorzystam na zupę, a resztę - do pierogów, które pomrożę - będą w sam raz, gdy będę wracać z pracy głodna...

Śliwki + miód + imbir = niezwykły aromat

Pierogi - wersja black

Pierogi w wersji white - produkcja

Oczekiwanie na ugotowanie

Produkt finalny

niedziela, 25 września 2011

Jeśli masz coś do zrobienia...



Będąc małą dziewczynką znalazłam w szparagałach Mamy przepięknie wykaligrafowaną sentencję:
Nigdy nie odkładaj na jutro tego, co możesz zrobić pojutrze. Mark Twain

i wzięłam ją sobie do serca.
I dlatego już w piątek zrobiłam blok czekoladowy. Zmodyfikowałam nieco przepis, który znalazłam w necie, a to co zrobiłam, zachwyciło zarówno nas, jak i znajomych, którzy wpadli w odwiedziny.

I tak:
kostka masła
0,5 szklanki wody
rozpuścić w garnku

dodać 3/4 szklanki cukru
4-5 łyżek dobrego kakao
rozpuścić starannie, wyłączyć grzanie pod garnkiem

dosypać 400 g mleka w proszku (użyłam mleka z Mlekovity), dokładnie wymieszać drewnianą łyżką (im dłużej tym lepiej)

do masy dodać pokruszone herbatniki Beure Petit (około 3 paczki. W sumie nie wiem, ile wrzuciłam - miałam opakowanie 300 g i wrzuciłam mniej więcej 1/3-1/2 opakowania), wymieszać w miarę dokładnie. Całość można wzbogacić oczywiście bakaliami.
Masę przełożyć do natłuszczonej blaszki, odstawić w chłodne miejsce, najlepiej nie na widoku rodziny.
Miałam zrobić zdjęcia od razu... i nie zrobię, bo już ciasta nie ma ;-)

czwartek, 22 września 2011

Parkujesz - myśl!

Odkąd jestem matką pchającą wózek z potomstwem, dostrzegam błędy w parkowaniu innych kierowców (sama też staram się ich nie popełniać).

Mój wózek z dostawką jest węższy niż przepisowe 1,5 m, które kierowca powinien pozostawić dla pieszych na chodniku, częstokroć jednak kierowcy parkują bezmyślnie, blokując przejazd chodnikiem, a mnie skazując na manewrowanie po ulicy.


Dzisiejsza zawalidroga - kierowca z dużym ego i małą wyobraźnią.

Powrót do przeszłości

Kluseczki leniwe odkryłam na nowo niedawno - gdy rozszerzałam dietę moim dzieciakom. Przepis banalny, szybki w wykonaniu, to jak powrót do dzieciństwa :-)

Gdy byłam mała, moja mama robiła takie kluseczki polane masełkiem i posypane cukrem, natomiast eM preferuje wersję z bułeczką i dodatkowo - posłodzone cukrem - wypas okrutny.
Gata z rozbrajającą szczerością po spróbowaniu ich powiedziała "niedobre". Nie zna się ;-)

Składniki:
2 żółtka
0,5 kg sera białego
8 łyżek mąki pszennej
odrobina cukru, soli

Całość posiekać na stolnicy, potem zagnieść, wyrobione ciasto (nie trzeba długo wyrabiać :-)) uformować w walec i pokroić na małe romby.
Wrzucać na posolony wrzątek, wyławiać właściwie zaraz, gdy wypłyną. Podawać z dodatkami wg uznania - czasami lubię polać je jogurtem, czasami poleję roztopionym masełkiem i dodam cukru, czasami ozdobię malinami...


Nie mogę istnieć bez planowania

Aby wszystko ogarnąć i o wszystkim pamiętać, muszę mieć wszystko zaplanowane i pozapisywane - począwszy od dat wizyt u lekarzy, zebrań rodziców, po listy zakupów.
Już nawet wizyty u rodziny dopisujemy do wspólnego kalendarza - aby w danym terminie nie planować niczego innego.
A planowanie zakupów jest ściśle powiązane z ekonomią - staram się sobie rozpisywać cały tydzień na posiłki, by wiedzieć, czego potrzebuję (jeżdżę raz w tygodniu na większe zakupy) oraz - aby nie marnować jedzenia wyrzucając popsute resztki.
Pod koniec tygodnia zakupowego robię zazwyczaj obiad z tego, co znajdę w lodówce... Ostatnio znalazłam bulion, nieco parmezanu, cebulkę, tuńczyka, cukinię, brokuła, ryż, pomidora, więc zrobiłam risotto z warzywami i tuńczykiem :-)

Posiekaną cebulkę podsmażyłam na oliwie z oliwek, a następnie wsypałam do tego ryż i poruszałam tak długo patelnią, aby oliwa pokryła wszystkie ziarenka ryżu (niedawno widziałam program, w którym kucharz powiedział, że absolutnie nie można risotta pomieszać drewnianą łyżką - trzeba poruszać patelnią - chciałam być profesjonalna ;-)), zalałam bulionem, dodałam odrobinę soli oraz curry i poczekałam, aż całość się zagotuje. Potem, wg przepisu kucharza z tv, należało wyłączyć gaz (jak mam mówić w przypadku, gdy mam płytę indukcyjną? wyłączyć prąd pod garnkiem???), dorzucić trochę warzyw, które chcemy ugotować, przykryć całość i pozostawić na 20 minut - w tym czasie ryż miał wchłonąć płyn. Albo przesadziłam z ilością dolanego bulionu, albo trafił mi się leniwy ryż - po 20 minutach ryż był lekko twardawy i płynu było całkiem sporo - wobec czego włączyłam grzanie pod patelnią i kontrolowałam na bieżąco stopień wchłonięcia bulionu i miękkość ryżu. Gdy wszystko było już dobre, wyłączyłam grzanie, dodałam kawałki tuńczyka oraz tarty parmezan, wymieszałam i podałam :-) Risotto nie jest zbyt reprezentatywne... ale bardzo dobre :-) i świetnie nadaje się na danie do wzięcia do pracy (pod warunkiem, że jest dostęp do mikrofali).